piątek, 14 stycznia 2011

2.02.11 - Edukacja, głupcze!

Tytuł wpisu, którym rozpoczynam cykl o edukacji, jest oczywiście inspirowany hasłem "Gospodarka, głupcze!", pod którym swoją pierwszą kampanię prezydencką prowadził Bill Clinton*. Tak jak wtedy Clinton wskazywał jasno co jego zdaniem jest lekarstwem na wszelkie problemy Ameryki, tak i ja chciałbym skromnie wskazać na to, co może stać się źródłem ogólnej szczęśliwości i dobrobytu wszystkich Polaków.

ZAŁOŻENIA: 

Żyjemy w jakichśtam państwach. Państwa te są różne, mają różne ustroje, są biedne, bogate, demokratyczne, autorytarne. Jednak wszystkich ludzi, którzy poczuwają się do bycia obywatelami danego państwa (niezależnie od tego czy rozumieją bycie obywatelem jako służbę, czy też jako domaganie się bezustannej pomocy i opieki, czy też jako coś pomiędzy tymi skrajnościami) łączy jedna cecha - żyje im się lepiej, jeśli państwo jest bogate. Aby jednak nikt nie zarzucił mi już na wstępie, że pieniądze szczęścia nie dają, że przecież są też inne metody badania szczęśliwości [link do GNH], że przecież Antystenes i Diogenes z Synopy, nieco uściślę - nie tyle co bogate, co posiadające pewną nadwyżkę pieniędzy - coś, co można byłoby nazwać bogactwem względnym - który to stan można osiągnąć zwiększając dochody lub obniżając koszty (czyli swoje oczekiwania co do poziomu życia).

W wypadku Polaków na obniżenie oczekiwań co do poziomu życia nie mamy co liczyć. Naród nasz raz zdobytych przywilejów łatwo nie oddaje, co widać było aż nadto wyraźnie w naszej ponadtysiącletniej historii. Zresztą taka operacja ma sens tylko i wyłącznie przy wsparciu głębokiej rewolucji filozoficzno-światopoglądowo-moralnej, a biorąc pod uwagę kondycję polskiego narodu na tych polach, jakoś nie widzę, by można było gładko ową rewoltę wprowadzić. Trzeba zatem zastanowić się w jaki sposób zwiększyć dochody państwa.

Mam nadzieję, że zdroworozsądkowe uproszczenie, które tutaj zastosuje nie wywoła fali oburzenia Czytelników ekonomistów. Metod zwiększania dochodów jest zapewne multum, jednak, jak pokazał ostatni kryzys, niektóre mogą okazać się zarówno złudne, jak i zgubne.

Zakładam zatem, że najlepszym rozwiązaniem na długofalowe dojście do dobrobytu jest ściąganie pieniędzy do państwa spoza państwa. W końcu lepiej, żeby inni płacili nam, niż byśmy sami sobie płacili. Innymi słowy - sprzedawanie czegoś innym (państwom, organizacjom).

Co takiego można sprzedawać? Coś co inni chcieliby kupić. A kupować chcemy w dwóch przypadkach:

1) Kiedy sprzedawca oferuje nam bardzo korzystną cenę/bardzo wysoką jakość/kombinację powyższych wspartą reklamą
2) Bardzo potrzebujemy kupić dany towar/usługę, jest to dla nas kluczowe, wręcz niezbędne.

Punkt pierwszy można realizować do pewnego stopnia - wiadomo, że cena sprzedaży jest pochodną kosztów produkcji, w tym kosztów pracy ludzkiej. Dlatego choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali, będzie nam bardzo trudno konkurować np. z Chinami - im jeszcze wystarczy przysłowiowa miska ryżu dziennie, nam już nie.

No to może obniżać pozostałe koszty? Wbrew ideologii kaizen twierdzę, że choć wszystko można zawsze robić lepiej, to jednak nie zawsze (a raczej - nie w nieskończoność) "lepiej" oznacza "taniej". W końcu dojdziemy do granicy kosztów, poniżej której już produkować się nie da inaczej, jak dopłacając do interesu. Jest to więc rozwiązanie tylko na pewien okres czasu. Stawianie na jakość pozwoli przedłużyć czas popytu na nasz produkt o, być może, kolejne 10 lat, w ciągu których kraje z tańszą siłą roboczą będą doganiały nasze produkty pod względem jakościowym, jednak i tu w końcu dotrzemy do ściany.

Na razie Polska jest konkurencyjna cenowo i z tego faktu korzysta - pytanie czy za 30 lat również będzie.

Ad 2.
Wspomniane pożądane towary możemy znów podzielić na dwie kategorie: surowce naturalne i nowoczesną technologię. O ile na ilość i rodzaj surowców naturalnych posiadanych przez państwo żaden rząd nie ma wpływu (ma wpływ jedynie na koszt ich wydobycia - ale to znów technologia), o tyle w kwestii nowoczesnej technologii można już coś robić.

Do nowoczesnych technologii nie dojdzie się inną drogą niż przez naukę. Bez wykształconych specjalistów długo będziemy mogli marzyć o krzemowej dolinie nad Wisłą.

W ubiegłym wieku państwa wprowadzały różnorakie strategie, mające przynieść stabilny rozwój. Z perspektywy czasu widać, że inwestycja w edukację jest jedną z niewielu, które z całą pewnością zadziałały - vide kraje skandynawskie.

Ponadto:

Wykształceni obywatele, rozumiejący zarówno rolę jaką państwo odgrywa w ich życiu, jak i swoją rolę w życiu państwa będą wybierali w demokratycznych wyborach mądre władze. Wykształceni obywatele w obliczu kryzysu zrozumieją, że nadszedł czas zaciskania pasa. Wreszcie - wykształceni obywatele będą sami dbali o swoją przyszłość, a nie wypatrywali pomocnej ręki państwa.

W każdym razie taką mam nadzieję.

Cały "nasz" świat to ludzie. Edukacja to innymi słowy ludzi kształtowanie. Ergo to jaki będzie nasz świat, zależy bezpośrednio od tego, jacy (jak ukształtowani) będą go zamieszkiwać ludzie.

Edukacja, głupcze!

* Swoją drogą, o ile bardziej inspirujące niż "Yes, we can" :)

czwartek, 13 stycznia 2011

2.01.11 - A już po przerwie usłyszymy ostatnie chwile załogi TU-154!

Wyborcza zamieściła na swoich stronach rekonstrukcję ostatnich chwil tragicznego lotu Tupolewa. Animacja wzbogacona jest o nagrania z kabiny pilotów.

Wszyscy doskonale wiemy jak całość się kończy. Ten zapis poruszy każdego.

Czy zatem też uważacie za skandal umieszczanie przed takim zapisem reklamy? 



poniedziałek, 3 stycznia 2011

01.11.1 Z Nowym Rokiem nowym krokiem

Szanowni!

Z najlepszymi życzeniami noworocznymi dla wszystkich Czytelników obyśmy jednak do reszty nie zgłupieli, polecam debatę na styczniowy wieczór.

Najlepszego!