niedziela, 7 marca 2010

Refleksja o badaniach w naukach społecznych

Z okazji dzisiejszego dnia postanowiłem sam dorzucić kilka kamyczków do ogródka p.t. Walka kobiety o godne miejsce w społeczeństwie. Temat jest bardzo obszerny i sporo rzeczy jest do skomentowania - prawdopodobnie zajmie mi to więcej niż jedną notatkę.

Niemniej zanim przystąpię do kolejnej analizy krytycznej, chciałbym podzielić się z Szanownymi refleksją, którą zapewne wielu z Szanownych uzna za kontrowersyjną. Owe przemyślenia są na tyle istotne, iż zdecydowałem się poświęcić im oddzielną notkę - również dlatego, że przyjdzie mi (zapewne) nie raz odwoływać się w kolejnych tekstach do problemu w niej poruszonej.

Żyjemy w czasach, w których z nauką się nie dyskutuje. W debacie publicznej ten, kto podważa wyniki badań naukowych, z miejsca staje się oszołomem, fanatykiem, głupkiem, z którym nie ma sensu prowadzić dyskusji.
Dziś każde stwierdzenie, którego autor chce być traktowany poważnie, musi być poparte naukowym dowodem - a jeśli nie dowodem, to przynajmniej badaniami. Powołując się na różnego rodzaju badania próbuje się umacniać autorytetem całej Nauki całą masę różnych koncepcji politycznych i idei, które - wg. głoszących je ludzi - winny być wprowadzane w życie tylko i wyłącznie dlatego, że ... no właśnie - są poparte badaniami. Są więc racjonalne, prawdziwe i niezaprzeczalnie dobre. Już nie raz w różnego rodzaju kabaretach podśmiewano się z formułki "amerykańscy naukowcy dowiedli...". XX wiek obrodził w ludzi, którzy nie chcieli być li tylko domorosłymi filozofami, których tezy nie mają większej wagi niż słowa, w których owe tezy się wyrażają. Ludzie ci postanowili zostać badaczami.

Kim jest badacz? Na własne potrzeby kuję następującą definicję: Badacz, to ktoś, kto do poznania i opisu zjawiska stosuje metody naukowe i dąży do przedstawienia/odkrycia prawdy o otaczającym nas świecie.

Co rozumiem przez metody naukowe? Każdą metodę, która składa się z następujących kroków:

  1. Zebranie informacji - czyli innymi słowy pomiar. Badacz za każdym razem musi pamiętać, że NIE ISTNIEJE ŻADNA metoda pomiaru, która byłaby bezbłędna i dawała badaczowi w stu procentach zgodną ze stanem faktycznym informację. Możemy się boczyć na ten fakt, jednak jest to jedna z podstawowych cech Wszechświata, w którym żyjemy*. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przyjąć ten fakt do wiadomości i robić wszystko, by błąd, który wkrada się w nasz pomiar był jak najmniejszy.
  2. Postawienie tezy na podstawie zebranych danych - czyli innymi słowy próba znalezienia zależności między różnymi aspektami zbieranych danych, a następnie ujęcie wniosków w możliwie zwięzłej formie.
  3. Weryfikacja tezy z pomocą eksperymentu - trzeci i ostatni krok, czyli przeprowadzenie wiarygodnego dowodu. Tezę można zweryfikować w jeden tylko sposób - wyprowadzając zgodnie z nią pewne przewidywanie i sprawdzenie, czy potwierdzi się ono w odpowiednio zaaranżowanym eksperymencie - takim, który nie będzie naginał badanych danych. Warto tutaj o kryterium falsyfikowalności. Każdy eksperyment, a co za tym idzie każda teza naukowa, musi być falsyfikowalna**.
Spróbujmy zatem przyłożyć te kryteria do badań społecznych.

Nauki społeczne zajmują się społeczeństwem. Czyli - ludźmi. Badania nauk społecznych badają więc człowieka, mierzą żywą materię, do tego bardzo złożoną, bardzo liczebną i silnie zindywidualizowaną. W jaki sposób można badać taką materię?

Z uwagi na liczebność jedyną możliwością są badania statystyczne.
Z uwagi na naturę obiektu badań - wywiady lub obserwacja, niestety nie zawsze możliwa.

Badanie statystyczne zawsze obarczone jest pewnym błędem, choć przy odpowiednio dobranej próbie jest to błąd bardzo mały.
Niestety, tego samego nie można powiedzieć o wywiadach czy obserwacji.

Na studiach socjologicznych na zajęciach z metodologii uczy się studentów, że badania ilościowe są zazwyczaj obarczone błędem 5-10%. Szacunek błędu statystycznego w tych badaniach na ogół wynosi 3%, jednak - czego już się nie mówi w mediach - jest to jednak tylko składowa (często najmniejsza) całkowitego błędu, którego się już nie podaje! [1].

A co z wysnuwanymi na podstawie tych niepewnych wyników tezami? Tu niestety nie mogę podać żadnych twardych dowodów, jednak często odnoszę wrażenie, że bada się rzeczy niemożliwe do dokładnego zbadania. O ile jeszcze pytanie o np. ulubioną markę batona jest proste do zrealizowania, to już badanie nastawienia do obcokrajowców lub - jeszcze wyrazistszy przykład - osób odmiennej rasy czy wyznania. Co wynika z informacji, że 58% ludzi w Polsce chętnie będzie miało sąsiada murzyna, ale już tylko 32% nie ma nic na przeciwko, żeby ich córka za murzyna wyszła? Dlaczego nie ma rozszerzonych wariantów takich pytań np. czy masz coś na przeciwko, żeby murzyn polskiego pochodzenia prowadził obok ciebie własny biznes? A co z odmiennością wyznania owego murzyna? Czy murzyna ateistę powita się z bardziej otwartymi ramionami, niż murzyna muzułmanina? A jeśli murzyn zacznie sprowadzać do twojej miejscowości swoją rodzinę, która będzie godzinami wystawać na ulicach i nic nie robić całymi dniami?

Nie, tych pytań się nie zadaje - to po prostu dane zbyt szczegółowe. Ale czy na podstawie informacji, że 32% Polaków nie życzy sobie zięcia o czarnej skórze wynika, że jesteśmy rasistami? A może po prostu martwimy się o los naszej córki, bo w kulturze kraju, z którego pochodzi nasz hipotetyczny zięć kobiety są zepchnięte do roli służącej i poddaje się je tak bestialskim praktykom jak np. obrzezanie?

Niestety - człowiek jest istotą zbyt złożoną, by na podstawie prostej obserwacji (X osób woli mleko, a Y wodę) można było wysnuwać wnioski z dużą dozą pewności.

I wreszcie punkt ostatni - weryfikacja za pomocą eksperymentu. Czy można dokonać eksperymentu na społeczeństwie? Czy jest możliwe zapewnienie choćby powtarzalności warunków takiego eksperymentu? Czy ktokolwiek jest w stanie określić wszystkie czynniki jakie oddziaływały na grupę badanych, opisać je i następnie je dokładnie odtworzyć? Oczywiście nie. Jedyną możliwością weryfikacji tez z badań społecznych jest obserwowanie tego co się dzieje na świecie i próba znalezienia dowodu. Jednak taki dowód może być dowodem fałszywym - zjawisko, które przewidzieliśmy może być powodowane zupełnie innymi okolicznościami, niż te, na podstawie których dokonaliśmy prognozy.

Dlaczego o tym wszystkim piszę?

Gdyż w czasach, w których przyszło nam żyć, badania społeczne stały się zbyt łakomym kąskiem i zbyt potężnym orężem w walce politycznej, by mogły być pozostawione takimi jakimi są. W mediach, w polityce, w debatach panuje przekonanie, że poparcie idei badaniem zapewnia sukces i posłuch wśród ludu. W krąg słychać nawoływania do debaty merytorycznej - tylko pytanie co to znaczy? Jakże często młody działacz czy młoda działaczka nie wchodzą nawet w jakąkolwiek dyskusję ze swoim oponentem politycznym, bo mają swoje badanie, które potwierdza ich tezę i koniec. Nie ma co dyskutować.

To byłoby na tyle w kwestii badań. Tematu oczywiście nie wyczerpałem, jeszcze bardzo wiele można byłoby - m.in. o ich finansowaniu lub podejmowanych tematach. Jednak na to przyjdzie jeszcze czas.

Wspomnę jedynie, że wielkość Nauki powoli zaczyna stawać się jej kulą u nogi. Jej dominacja sprawia, że ubierając dowolną ideę w piórka pseudonaukowe wprowadza się ją na salony. Na szczęście czas w końcu weryfikuje te "pseudonauki" i wykazuje ich fałszywość, jednak czasami na tę weryfikację jest za późno. Wszak wiadomo jak olbrzymie spustoszenia przyniosła eugenika.

pozdrawiam,

Maciej Jagaciak

*opisana przez Heisenberga i znana w fizyce jako zasada nieoznaczoności/nieokreśloności lub zasada Heisenberga; dotyczy jednak każdej dziedziny naszego życia, a nie samej fizyki.
** falsyfikowalność to inaczej podanie warunków/danych/zdarzeń, których wystąpienie w eksperymencie jednoznacznie dowodzi, że teza jest fałszywa. Dobrze to tłumaczy następujący przykład: Teza: materiały o gęstości mniejszej niż woda nie toną w wodzie. Jeśli znajdziemy materiał o gęstości mniejszej niż woda, którego bryła będzie tonąć, znaczy się że teza jest nieprawdziwa. Przykładowymi teoriami, które nie są falsyfikowalne są m.in. psychoanaliza Freuda i ... większość systemów religijnych.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chciałam tylko powiedzieć, że badania na temat Murzynów, o których mówisz istnieją, ale opinii publicznej to nie interesuje, a w tv to tego się pokazać absolutnie nie da, bo 1)kogo to obchodzi? 2)jak to sensownie pokazać tłumowi? 3)po co? (proza życia - logika mediów)
    wbrew powszechnej opinii (nie dziwię się jej, widząc, co się dzieje,np. w kampaniach wyborczych) badania społeczne są dosyć rozwinięte i opatrzone wieloma zastrzeżeniami i jak ktoś w tym siedzi to wie, że nie mają one charakteru prawdy objawionej i niepodważalnej (choć dzięki oszołomom sprawiają takie wrażenie). Ale niestety w mediach (a z nich dowiadujemy się o badaniach realizowanych w 2 dni, co 5 dni) następuje moim zdaniem karygodne uproszczenie, z którego wynikają też Twoje zastrzeżenia do ich sensowności, jak się domyślam.
    Moim zdaniem niektórzy słabo się po prostu przykładają do przedmiotu metodologia i pokrewnych albo dzięki kasie i wymaganiom zawodu, zapominają, że czasem robienie "badań" nie ma sensu, a mimo to forsują ten bezsens.
    Osobiście sama nie wierzę w "moc badań społecznych" i dlatego mój początkowy zapał i chęć zawodowego podjęcia tematu zostały porzucone. Jadnak wierzę w ich sensowność, z zastrzeżeniem, że powinny być prowadzone zgodnie ze sztuką i profesjonalnie, co znacznie poprawiłoby ich renomę wśród samego obiektu badania. A i ktoś mógłby popracować nad ich atrakcyjnym sprzedaniem.

    OdpowiedzUsuń