poniedziałek, 22 listopada 2010

47.10.1 Wybory samorządowe

Witam wszystkie Szanowne i wszystkich Szanownych!

Wczoraj wybraliśmy sobie samorządy. Bardzo dużo mówiło się o tym, jak ważne są te wybory. Są najbliższe zwykłym, szarym obywatelom. Były świetne kampanie społeczne (2 tygodnie na wybór plecaka - a ile poświęcisz radnemu?) Radni  mają być pierwszym kontaktem obywatela z władzą. Zresztą - po co strzępić pióro - wiadomo czemu są bardzo ważne.

Połowa Polaków nie poszła do tych wyborów.

Profesor Krzemiński zachodził w wieczorze wyborczym w łeb - czemu? Inni komentatorzy jak zwykle obwiniają Polaków o lenistwo, niechęć do ruszenia się, zadania sobie trudu itd.

Z tego co wiem, to frekwencja na poziomie 40-50% jest średnią europejską, więc znowuż tak źle nie wypadamy.

Dziwi mnie tylko czemu żaden z komentatorów nie wskazał na to, jak wiele trzeba byłoby sobie tego trudu zadać, aby dokonać wyboru w 100% zgodzie z własnym sumieniem. Przesiedziałem wczoraj nad kartami z 10 minut zupełnie nie mając pojęcia na kogo głosować. Pustka w głowie. Wyjątkiem był wybór prezydenta. Wybór do rady dzielnicy - zdawałoby się, że najistotniejszy, bo to właśnie ci ludzie najbliżej mnie, to była jakaś kpina, ale o tym za moment.

Jestem rozgoryczony. I wściekły. Zatem...

...popatrzmy jak to wyglądało w Warszawie, konkretnie na Bielanach:

0) Załóżmy, że szary ludź poświęci cały miesiąc na zbieranie informacji o kandydatach, oczywiście w ramach czasu wolnego. 3 godziny w tygodniu, 8 godzin w weekendy - da to nam 60+64=124 godziny

1) Na prezydenta kandydatów było 11.

To liczba w zupełności do ogarnięcia. Choć oczywiście trudno mi powiedzieć cokolwiek o programach takich osób jak pan Szeremietiew czy Stachoń, a kandydatkę Munio znam jedynie z jej pięknego uśmiechu, którym raczyła mnie z plakatów - jednak zakładam, że te osoby w miarę łatwo można było wygooglać. Dajmy, że 2 godziny wystarczą na poznanie tej 11tki.

2) Wybory do rady miasta

117 kandydatów. Z 13 list. Tych 117 kandydatów bije się o.... 7 miejsc.

3) Wybory do sejmiku

114 kandydatów. Z 14 list. Tych 114 kandydatów bije się o.... 6 miejsc.

4) Wybory do rady dzielnicy

W moim okręgu - 29 kandydatów. Z 3 list. Tych 29 kandydatów bije się o.... 5 miejsc.

No i pięknie.

Czy ktokolwiek byłby gotów poświęcić cały swój czas wolny, żeby sprawdzać kandydatów? Czy te 124 godziny w miesiącu wystarczą, żeby poznać programy i sylwetki 271 kandydatów? Kto z was spotkał się choć z jednym z nich? Kto słyszał o tym, że będzie z kandydatem spotkanie? Ile ulotek dostaliście (ja np. tylko 4 z czego wszystkie od PiSu). Z drugiej strony - nie wkurza was, że do wyboru do rady dzielnicy mieliście jedynie PiS, PO i SLD, jak to było w moim przypadku? A wreszcie - nie wkurza was to, że głosujecie tam, gdzie jesteście zameldowani, a nie tam gdzie mieszkacie*?

Częstym argumentem w wyborach jest to, że są one sposobem na pokazanie samorządowcom czerwonej kartki jeśli się nie sprawdzili. W takim razie kolejne pytanie - ilu z was zna choć pięciu aktualnych radnych swojej dzielnicy?

W sobotę przy urodzinowym obiedzie moja szacowna rodzicielka powiedziała mi, kto jest aktualnym burmistrzem Bielan, że nie rządzi on dobrze. Pomyślałem - o, to będzie choć jeden powód, żeby zagłosować... tylko że w wyborach tych burmistrza nie wybierano. Nie wiem jak się wybiera burmistrza dzielnicy, widać nie w wyborach powszechnych. Trudno.

Jak już pisałem, po powrocie z lokalu byłem straszliwie rozgoryczony. Poza swoim wuefistą z podstawówki nie znałem na listach nikogo. Do rady dzielnicy musiałem wybierać między 3 partiami, które mi się nie podobają. Miałem wielką chęć w wolnym polu dopisać KWW CTHULHU i postawić krzyżyk przy Shub-Niggurath, czarnej kozie z lasu z tysiącem młodych (bo wspiera tradycyjne wartości wielodzietnej rodziny) albo napisać: żaden z kandydatów mi się nie podoba. Jednak po raz kolejny odezwał się we mnie głos sumienia, że nie można tak marnować głosu, robić sobie żartów z poważnej sprawy itd. itp. W końcu skreśliłem kogokolwiek.

Większość z was pewnie wzruszy ramionami: no i czym się podniecać? Będzie co będzie, byle do przodu.
No to pragnę jeszcze dodać, że na diety dla tych około 50 000 samorządowców, których wybieraliśmy (lub nie wybieraliśmy) pójdzie co roku ok. 1,5 mld złotych. Swoją drogą, pewnie wybory też nie mało kosztowały. Teraz przed nami wszelkiego rodzaju drugie tury, które też będą swoje kosztować. Ciekaw jestem, czy choć jeden przypadek się trafi, że wygra kandydat, który w pierwszej turze miał mniej głosów.

W zasadzie tyla. Najważniejsze wybory za nami. Teraz tylko kolejne 4 lata świetlanej przyszłości.

* Tutaj ktoś może powiedzieć, że w takim razie powinienem się przemeldować i nie marudzić. Problem w tym, że niekoniecznie mam ochotę bulić forsę i tracić czas na wymianę wszystkich dokumentów tylko po to, żeby zmienić na nich jedną linijkę tekstu. A do tego - kto mi zagwarantuje, że za rok będę mieszkał w tym samym miejscu i nie będę musiał po raz kolejny zmieniać dokumentów? 

3 komentarze:

  1. Kochany Jagusie! Glos oddany na wlasnorecznie dopisana do listy czarna koze na pewno nie jest nawet w polowie tak zmarnowany, jak glos oddany na losowo wybranego kandytata.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie zgoda! KWW Cthulhu już w nastepnych wyborach dostanie przynajmniej 1 głos! "_"

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie za wiele chyba nie trzeba żeby założyć taki komitet i w następnych wyborach nie będzie trzeba żadnych kratek dorysowywać żeby zagłosować na KWW Cthulhu :)

    OdpowiedzUsuń