poniedziałek, 14 lutego 2011

06.11.1 - Straszny PiS

Od kilku dni możemy obserwować popłoch, żeby nie powiedzieć przerażenie, szerzący się w partii rządzącej. Nagle okazało się, że Słońce Peru nie świeci już tak jasno, że jednak PO jest bardzo różnorodna i każdy ma trochę odmienne zdanie od głównej linii wytyczanej przez kierownictwo. Do tego dochodzą tarcia na linii Tusk-Schetyna, gdzieś tam w tle czai się Prezydent-Enigma, który może ni z tego, ni z owego przeprowadzić atak na Premiera z flanki.

Z Kancelarii płyną niepokojące komunikaty. Z jednej strony zwieranie szeregów, z drugiej miedialne doniesienia o samotności Premiera i dramatyczne relacje z posiedzenia zarządu PO. Dziś Premier zapowiedział, że będzie wymieniał ministrów. Dla mających krótką pamięć - systematyczna ocena poszczególnych szefów resortów miała odbywać się co pół roku. Odbyła się jedna, potem temat olano. A teraz na wiosnę - wielka selekcja. Po co? Nie mam pojęcia. Ale taka jest cecha główna chaotycznych ruchów - brak sensu.

Lud jest rozczarowany rządami PO. Pragnie zmiany. Oczy wszystkich zwracają się zatem ku największej partii opozycyjnej, która już dawno przestała robić to, co do niej należy. Mając jednak wciąż mocne 25% poparcia dla wielu z nas PiS wciąż jest wcieleniem zła.

Wydaje się bardzo prawdopodobne, że gdyby nie wizja przejęcia władzy przez ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego (co dla wielu jest gigantycznym zagrożeniem dla kraju, a konkretnie - dla swojej egzystencji w kraju owym), Platforma nie miałaby szans na powtórzenie wyniku z 2007 roku. Media biją w tarabany: W zeszłotygodniowym Wprost ukazał się artykuł, będący zlepkiem agresywnych wypowiedzi przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości. Jest to zrozumiałe - Tomasz Lis jest bardzo rozgoryczony rządami PO (słychać to w większości jego wypowiedzi), ale PiS cały czas go przeraża. Podobne tony w TOK.FM, w Loży Prasowej, w Faktach.

PiS jest straszny. PiSu trzeba się bać. Trzeba chronić Polskę przed PiS.

Problem w tym, że PiS nie jest straszny, wbrew temu, co chce się nam wmówić.

Po pierwsze: nawet jeśli PiS jakimś niesamowitym wysiłkiem wygrałoby wybory i byłoby w stanie rządzić samodzielnie - nie ma kim obsadzić resortów. Niestety, znając mentalność polityków nie jest to dla nich żadnym problemem, więc powsadzają na stołki bandę jełopów, nieudolnie realizujących chore wizje Prezesa. Jest to pewne zagrożenie. Jednak przejęcie przez PiS władzy jest zwyczajnie niemożliwe. Za mały elektorat, za duży elektorat negatywny, opór mediów, wreszcie brak programu.

Po drugie: Nawet jeśli PiS wygrałby wybory, to i tak nie będzie rządził, gdyż ma zerową zdolność koalicyjną. Nie ma już "przystawek", z którymi Prezes mógłby zawrzeć kuriozalną koalicję. Szansę na wejście do sejmu (choćby iluzoryczną) mają jedynie PJN i palikotowcy - z czego pierwsi nie będą mieli dość posłów, by koalicja miała szansę rządzić, a drudzy - wiadomo. Prędzej - i to chyba nas czeka jesienią - ujrzymy szeroką koalicję PO, PSL i SLD.

Czuję, że na jesienne wybory po raz pierwszy od długiego czasu pójdę z radością. Wreszcie nie będę musiał rozstrzygać czy mam głosować po to, by nie dopuścić innych do władzy, czy popierać tych, którzy szans na wejście nie mają (i tym samym wspierać tych, których u władzy nie chcę widzieć). Będę mógł z czystym sumieniem głosować na dowolną partię.

Czego także Wam, Szanowni Czytelnicy, polecam. Bo PiSu nie ma co się bać.

2 komentarze:

  1. Drogi Jagusie, wszystko napisałeś zgodnie z prawdą, ale zakończenie jest rozczarowujące, bo poza bandą wiernych słuchaczy oraz ideowych lewicowców, mało kto w tym kraju wie, na kogo głosować... Tak więc niczego nowego się z tej Twojej refleksji nie dowiedziałem, bo moje podsumowanie jest analogiczne...i to jest straszne. PJN ma fajny program - kopia dawnego programu PO, ale jak tu ufać ludziom, którzy wchodzili w tyłek Jarkowi do czasu, aż ich nie wywalił. Palikot też ma ciekawe propozycje, ale strach głosować, bo raczej nie wejdzie do parlamentu, a wtedy mój głos proporcjonalnie wesprze też PiS, a tego bym nie przeżył :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałbym, żebyś miał rację, ale...

    nigdzie nie jest powiedziane, że na dwa miesiące przed wyborami Prezes znów nie przekręci wajchy o 180 stopni, tak jak podczas wyborów prezydenckich, w kierunku konserwatywnego centrum i okolic. Może zrobić to bardziej konsekwentnie i lepiej stargetować tę grupę niż w czasie tamtej kampanii. Nauczony doświadczeniem już nie będzie mówić o Gierku. Mając jak w banku coś między 25-30% tzw. twardego elektoratu, zmotywowanego jak nigdy dotąd w historii konsekwentnie prowadzoną półtoraroczną kampanią smoleńsko-wyborczą może mu się udać zagospodarować te kilka dodatkowych procent, którzy zagłosowali na niego w wyborach prezydenckich. To byłoby ciekawe zagranie i znając wyborczą amnezję Polaków te 35% jest w jego zasięgu. Przy jednoczesnych kryzysach, kłótniach, tarciach wewnętrznych i być może jakimś spektakularnym tąpnięciu w PO, część miękkiego elektoratu może zacząć przepływać do PJN (już teraz bez owijania w bawełnę PJN przedstawia się jako nowe PO - vide Migalski, a w PO sierot po PO-PiSie ciągle nie brakuje - vide Gowin). Przy jak najbardziej realnym, niezłym wyniku PSL koalicja PiS(35%)-PSL(8%)-PJN(7%), mimo że mało prawdopodobna, nie może być a priori wykluczona jako nierealna. Oczywiście w przypadku skrętu PiSu do centrum pojawia się jakiś wspólny zbiór elektoratów PiS-PJN, ale wystarczy, że PJN na potrzeby kampanii na czele z Poncyliuszem i JKR pójdzie bardziej "liberalnie" i tenże szybko się zmniejszy. Być może wydaje się to dziś karkołomna konstrukcja i sam daję jej obecnie 5% szans, ale już nie takie rzeczy widział ten kraj. Poza tym wielką niewiadomą, nieujętą w powyższej "analizie" jest Tusk, który wbrew widocznemu zmęczeniu i kłopotach z własnym zapleczem, z którego ma już coraz mniej wsparcia, być może zaproponuje jakiś pozytywny przekaz, który zatrzyma erozję elektoratu PO. Zresztą w średnim terminie moim zdaniem PO wcale nie będzie tracić i wróci na ponad 40%, oczywiście w sondażach. No i będzie prezydencja, czyli flagi, uściski dłoni, konferencje itp. To już jednak inny temat. Tak czy siak w wyborach najprawdopodobniej zdecyduje parę procent.

    Miejmy świadomość, że to wszystko jest palcem na wodzie pisane, bo sondaże na 8 miesięcy przed wyborami naprawdę nic nie mówią o ich przyszłym przebiegu. Jednak nie bagatelizowałbym aż tak PiSu, bo w postępowaniu Prezesa jest wbrew pozorom sporo logiki i nie wiadomo, jakie karty będzie grał. Liczy się właśnie taka gra o władzę, a podawany przez Ciebie brak programu PiSu nie jest tu żadnym czynnikiem negatywnym. Ani politycy ani wyborcy w skali makro nie przykładają do nich wagi.

    Co do resortów to tak, jak mówisz, chętni się znajdą. Mimo że poruszamy się tu w jednej wielkiej symulacji, akurat bez ryzyka można założyć, że kilku sensownych ludzi "z nazwiskami" spoza PiSu nie odmówiłoby tek. Tak to już jest z ludźmi:)

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń