W poprzedni piątek (03.12) sejm przyjął nie tylko ustawę o parytetach, ale także zobowiązał (się?) do dziesięcioprocentowej redukcji w administracji.
Odgórny prikaz poszedł, ale już dziś włodarze urzędów wszelakich wskazują na zasadniczy problem - zwolnienia przyniosą... lawinę pozwów, której w sukurs idzie wprowadzona niedawno możliwość składania pozwu zbiorowego (potrzebne do niego jest minimum 10 osób).
A skąd taki prognostyk? Otóż ustawodawca nie zdefiniował kryteriów, wg których ma się redukcja dokonywać. W efekcie każdy zwolniony pracownik, będzie mógł się odwoływać lub złożyć pozew o bezzasadne pozbawienie pracy...
Nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Rozumiem intencje ustawodawcy - przecież trudno premierowi czy posłowi arbitralnie stwierdzić, kogo należy wywalić w urzędzie powiatowym, ale nie można ustawą, która w założeniu ma zredukować koszt prowadzenia państwa, jednocześnie narażać państwa na wydatki (sąd może orzec zamiast przywrócenia pracy wypłatę odszkodowania, do tego dochodzą koszty sądowe).
W tym momencie rzec by się chciało: LANGSAM, LANGSAM, ABER SICHER, PANOWIE SZLACHTA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz